Zdecydowanie najlepsza obyczajówka spod pióra Mistrza Grozy. To niesamowite jak dobrze udało mu się wczuć w postać kobiety, Dolores Claiborne – przedstawił ją w sposób tak realny, tak prosty (wynikający sam z siebie) a zarazem wielce skomplikowany (zawiłość rozpatrywanych dylematów moralnych). I wiecie co? Mimo swojego obyczajowego gatunku, ta historia mnie przeraziła! Bardziej niż niejeden horror! A względem samej narracji, która de facto jest tutaj jednym z głównych elementów konstrukcji – przed państwem pretensjonalność w najlepszym wydaniu! Tadam! Tak, książka prowadzona jest w sposób pretensjonalny i to jest ok, jest to celowy i bardzo przemyślany (oraz udany) zabieg. To co mi się nie podobało to druga strona medalu owego sposobu narracji. Mniej więcej w połowie opowiadania, Dolores mówi, że gada już ze dwie godziny... słuchałem audiobooka – w tamtym momencie minęło ponad pięć bitych godzin! W ogóle w formie AB opowiadanie trwa niemal 11 godzin, więc chyba sami przyznacie, że Mistrz Grozy chyba się jednak nieco wyłożył pod względem realności tego faktu (jak i faktu nieprzerywania przez śledczych, no z małymi wyjątkami). Jak mogę podsumować mój przydługi wywód na temat Dolores Claiborne? Chyba tylko tak: "Ubaw to ubaw, a szlus to szlus".